Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 192.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pełnych uwielbienia, w zazdrosnych uśmiechach kobiet. Była podziwiana, wielbiona, miała wszystko co świat dać może, a jednak nie dotknęło jej żadne oszczerstwo, żadne dwuznaczne słówko nawet, bo owszem władała berłem opinii, a wyroki zapadłe z jej wązkich ust, przyjmowane były bez wahania przez całe grono otaczających ją, i ztamtąd rozchodziły się promieniami jak niezbite pewniki.
— A ja niebaczny rzuciłem się do walki z tą kobietą! ja śmiałem nietylko zerwać jej jarzmo, ale stanąć przeciwko niej! Ona nie potrzebowała nawet ukazywać się jawnie, ale jednem skinieniem ręki zniweczyła zamiary moje, szczęście i życie, tak jak owe budowy z kart stawiane przez płoche dzieci.
Z miejsca, w którem byłem ukryty, nie straciłem ani jednego wyrazu, jednego spojrzenia; mówiono o sprawie rannej. Nie omyliło mnie przeczucie; w wyroku zapadłym przeciwko mnie, był ukryty wpływ tej kobiety dumnej, nieubłaganej, której miłość własną drasnąłem niebacznie, którą poznałem i lekceważyłem, a która w zamian dała mi uczuć całym ciężarem potęgę swoją.
Przy stole jej ujrzałem kilka twarzy widzianych dziś z rana; ci sami ludzie, co niemiłosiernemi usty wyrzekli na mnie wyrok potępienia, z poszanowaniem i przyjaźnią spoglądali na nią; wyrok ten był tylko potwierdzeniem tego, który od dawna zapadł w ich przekonaniu. Poznałem, że łudziłem się dotąd nadzieją walki i sądem: wszystko to było tylko czczą formą, rozwiązanie nie pozostawiało nigdy wątpliwości. Dowiedziałem się tego teraz z mowy tych