Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 195.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

duch ostrzegał ją, że tuż przy niej czuwała nienawiść moja? Czy oczy moje jak dwa sztylety utkwione w nią, przebiły ciemność nocy, bo palić się w nich musiała ślepa żądza krwi jak w oczach dzikiego zwierza? nie wiem. Ale powstała i poczęła niespokojnym krokiem przechadzać się po werendzie. Klomb, w którym byłem ukryty dotykał jednego jej rogu i gałęzie jaśminu wspinały się i oplatały jej kolumny. Gdy przechodziła koło mnie, długie fałdy jej sukni musnęły mi prawie czoło. To zbudziło mnie z osłupienia, w którem na pozór zatopiony byłem. I czegóż czekałem jeszcze? Dom jej i miasto całe zarówno uśpione były, nic nie przerywało ciszy. Miałżem opuścić sposobność, jaką szatan sam dawał mi w ręce? Wówczas przyszedł na mnie moment upamiętania. W chwili samej spełnienia zbrodni zawahałem się, wszystkie instynkta moje oburzyły się raz ostatni przeciw konieczności, która śmierć tej kobiety stawiała jako warunek życia Anielki, i kazała mi pomiędzy niemi wybierać.
Opuściłem ręce, serce omdlewało mi w piersi i przestawało uderzać. Nie, nie! jam nie był w stanie wykonać myśli mojej; duch mój, pragnienie spełniło już zbrodnię, ale ręka była czystą jeszcze, czystą lub bezsilną. Czy budziło się we mnie sumienie, czy tylko zabrakło mi odwagi?
Ale w tej chwili błyskawica rozdarła chmury i przy jej krwawym blasku ujrzałem tę twarz nienawistną, szyderczą tuż przy mnie, ujrzałem te oczy świecące zimno jako połysk stali, te usta pełne sarkazmu i słów zjadliwych. Fala krwi uderzyła mi do głowy,