Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 196.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ostatnia iskra człowieczeństwa, litości, uczucia zagasła we mnie, i jak szalony rzuciłem się na nią, schwyciłem za gardło i dusiłem z siłą rozpaczy, bezprzytomny zupełnie.
Huk grzmotu, który rozległ się w tej chwili zagłuszył krzyk jej, jeśli miała czas krzyknąć; ciemność nocy pokryła okropność czynu. Kilka chwil — konwulsyjne rzucanie się kobiety w moich żelaznych rękach — coraz słabsze zduszone jęki... stało się: byłem mordercą, faktem zarówno jak wolą. Węzeł łączący nas był zerwany, zerwany zbrodnią.
Drugi raz błyskawica rozdarła niebo i ujrzałem u nóg powalonego trupa tej, co była żoną moją. Wtedy i duszę moją rozświeciła błyskawica wewnętrzna, i zrozumiałem jasno, com uczynił. Włosy najeżyły mi się na głowie ze zgrozy i przerażenia. Pokonywając dreszcz wstrętu, pochyliłem się nad nią, szukając śladu życia. Oddech jej ustał, serce bić przestało. Ręka moja aż nadto dobrze wykonała to, na co się odważyła. Leonora umarła.
Na teraz nie miałem czasu zastanawiać się nad tem com spełnił; instynkt zachowawczy, wzmocniony uczuciem wyswobodzenia, zbudził się we mnie nagle i kazał szukać środków ocalenia.
W tej chwili nie czułem wyrzutów sumienia, żalu, skruchy, wstydu nawet, czułem się nieledwie w prawie mojem zabijając tę kobietę. Ale stanąłem w walce ze społeczeństwem, szukałem więc środków zabezpieczenia się od zemsty jego.
Stałem na miejscu, przecierając czoło. Deszcz, który lunął w tej chwili zimnym strumieniem, ochło-