Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 030.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy pani Skalska wyszła z mieszkania młodego prawnika i znalazła się znów na ulicy zapełnionej tłumem przechodniów, opuściły ją gorączkowe siły, które utrzymywały ją dotąd, więc wolnym krokiem jakby przygnębiona swoim położeniem szła ze spuszczoną głową ku Chłodnej ulicy gdzie w głębi dziedzińca zajmowała od kilku tygodni dwa pokoiki.
Biedna kobieta nie miała się czego śpieszyć; dzień był wiosenny, słońce słało już na ziemię gorące promienie, a pąki drzew w ogrodach i skwerach rozwijały się przypominając mieszkańcom miast naturę i jej uśmiechy świeżą zielonością swoją. Ona patrzyła na to obojętnemi oczyma, umysł jej nie posiadał ani dość swobody ani dość siły, by pojąć, pokochać cuda przyrody.
To młode kipiące życie roślinne, strojące ziemię w tak czarowną szatę nie przemawiało do jej serca, uwaga nawet więcej zwróconą była na sklepy i przechodniów, niż na klomby strojące gdzie nie gdzie zielone trawniki placów.
Przechodząc przez Żabią ulicę, weszła do skromnego magazynu i kupiła dwa czarne słomkowe kapelusze, a potem już prędzej i śmielej dążyła