Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż u djabła Teresko — odezwał się szorstko Leonard — każesz mi tak długo czekać podedrzwiami, czy nie widziałaś że idę.
Ona nie odpowiedziała nic, stała na miejscu patrząc na niego blademi oczyma. Dzieci czepiały się jej sukni, ale przybiegły powitać ojca i nie okazały niczem radości z jego powrotu.
W mieszkaniu znać było nędzę, wyglądała ona z nagich ścian, ubogich sprzętów, z szyb załatanych papierem, a nade wszystko z twarzy tej kobiety i jej dzieci.
Pan Leonard jednak przywykły snadź do tego widoku nie zwrócił najmniejszej uwagi na stan swojej rodziny, wszedłszy rzucił kapelusz i laskę na fortepian, jedyny zbytkowy mebel zabierający prawie pół pokoju, a sam usiadł na starej sofie.
— I czegóż tak stoisz jak skamieniała — wyrzekł do żony.
Pani Horyłło jak automat w ruch wprawiony naciśnieniem sprężyny, powróciła na miejsce z którego tylko co powstała przy małym stoliku pod oknem. Leżały tam wszystkie przybory do szycia, wzięła porzuconą robotę i nie uważając na