Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 065.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ojciec i matka nawet, zajęci swojem położeniem nie zwrócili na to uwagi, przecież była to jedna z tych chwil co na wieki zostają w pamięci i czasem w późnej przyszłości wznoszą pomiędzy ludzi niecofnione niczem zapory, rozrywając związki krwi i serca.
Kiedy wreszcie Horyłło wyświeżony, jak z igły, wyperfumowany, z wymuskanym wąsem, z elegancką laseczką w ręku, wyszedł z mieszkania, kiedy żona widziała jak minąwszy dziedziniec zniknął w bramie ulicznej, odetchnęła z głębi piersi, jakby zrzuciła tłoczący ją ciężar. Był to jednak jedyny objaw uczuć lub ulgi jakiej doznała, nawyknienie cierpienia stało się dla niej drugą naturą, niewola moralna w jakiej zostawała, obejście brutalne które zmuszoną była znosić, wyryło już na niej niestarte piętno. Kiedyś, dawniej może, oburzała się na nie i buntowała, dzisiaj to minęło, była jak drzewo nachylone od podmuchów wichrów, jak rozbitek bez steru, miotany falami.
Zresztą nie miała czasu zastanawiać się nad położeniem, zaledwie bowiem drzwi zamknęły się za Horyłłą, dzieci jak ptaki spłoszone zbiegły się do niej, nawet Natalka od dawna obudzona