Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wspomnienia te nie były już tak jasne i czyste, w czarę życia jej odtąd poczynały mieszać się niekiedy krople goryczy, krople te spadały coraz częściej, aż w końcu stały się dla niej chlebem codziennym, aż od cierpienia do cierpienia, od zawodu do zawodu, doszła wreszcie do obecnej chwili. Czas to był krótki na lata, ale długi bardzo, jeśli go się mierzyło tłumionemi łzami, goryczą zebraną w piersi.
Chwile młodości przeszły jak sen szybkie i niepowrotne, z niemi razem uleciała na zawsze piękność jej i wesele, znikły marzenia, rozwiały się nadzieje. Dziś nie mogła się już niczego spodziewać od przyszłości, ani dźwigać na powrót gmach życia. Ze wszystkich skarbów wyniesionych z rodzicielskiego domu, nie pozostało jej nic wcale, źle uzbrojona na walkę bytu została pokonaną od razu, roztrwoniła i zmarnowała dary losu bez pożytku, a teraz musiała dźwigać dalej jarzmo swoje jakkolwiek bezsilna i znękana. W życiu tem nic zmienić się już nie mogło, musiała znosić i cierpieć, musiała żebrać prawie u męża o kęs chleba rzucony z łaski dla siebie i dzieci, bo zapracować go nie była zdolną. Więc poniżenie miało być jej pokarmem aż do śmierci dzień po