Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie Strzygalski, panie Strzygalski!
Zainteresowany w ten sposób przechodzień, podniósł głowę i obejrzał się w koło, a poznawszy Horyłłę, przeszedł bez wahania środkiem błotnistej ulicy, by się do niego zbliżyć.
Powierzchowność tego człowieka nie zachęcała wcale do poufałości, znać było w każdym szczególe jego ubrania, zaniedbanie pochodzące może daleko więcej ze złych nałogów, gęste ciemne włosy wśród których przebijała gdzie nie gdzie siwizna kręciły się każden z osobna, wielki nos pochłaniający prawie całą fizyonomię, miał jednak delikatne odcienia zdradzające spryt lub raczej węch subtelny, a przebiegłe źrenice i sarkastyczny wyraz ust, świadczyły o pewnem lekceważeniu świata i wszelkich form przyjętych.
— Upadam do nóg pana dobrodzieja — wyrzekł stanąwszy na trotuarze koło Horyłły z rodzajem ironicznej uniżoności.
— Gdzież tak dążysz panie Strzygalski — spytał Horyłło.
Zagadniony zrobił jakąś nieokreśloną minę, i splasnął ustami jak gdyby pytając, co to kogo może obchodzić, Horyłło też nie czekał odpowiedzi i mówił dalej.