Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Herkner zrozumiał to widać, bo wziął gazetę i czas jakiś trwała cisza.
Anna nie myślała przerywać jej pierwsza, wiedziała bowiem, że milczenie jest w danych razach rodzajem potęgi, i daje przewagę tym co jej użyć umieją, przecież to co usłyszała o synu, niepokoiło ją widocznie, bo raz po raz odrywała oczy od świętobliwego wzoru, wyszywanego z taką gorliwością i spoglądała ukradkiem na męża, czekając aż znowu sam wznowi ten przedmiot.
Nie omyliła się, Herkner nie był w tej chwili w stanie zająć się polityką, lub jaką bądź kwestyą, szeroko rozbieraną w szpaltach gazety, on myślał o Stanisławie, i po długiej przerwie wyrzekł znowu:
— Prawdziwie Anno nie pojmuję twojej obojętności w tej sprawie, sądziłem iż modlitwa i nabożeństwa nie przeszkadzają miłości rodzicielskiej, sądziłem iż równie jak ja kochasz syna.
— Alboż ja go nie kocham — zawołała z namiętnym wyrazem głosu, zdradzającym głębie tej duszy, ukryte pod maską milczenia — alboż za siebie modlę się i pokutuję?
— To nie dość, powinnaś czuwać nad nim.