Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Józiu — szepnęła nie odwracając się do męża, pewna iż zawsze usłyszaną będzie — kup mi tego konia, ja chcę na nim jeździć.
I wskazywała końcem lornetki, jednego z najpiękniejszych wierzchowców, przebiegających cyrkową arenę.
Mąż zrozumiawszy to niespodziane żądanie, podskoczył na miejscu jak dotknięty gromem.
— Zmiłuj się! — zawołał, jak gdyby chciał protestować całą siłą przeciw nowej fantazyi.
Ale nie sformułował nawet zaczętego frazesu, Teodora rzuciła mu przez ramie gwałtowne spojrzenie, a usta jej wymówiły tylko dwa słowa:
— Cóż znowu?
Ton jakim je powiedziała był tak absolutny, tak zupełnie przecinał możność dyskusyi, iż Józio od razu pokonany spuścił głowę.
Teodora odwracając się do męża, spostrzegła obecność Horyłły, i podając mu zlekka końce palców na powitanie, wyrzekła:
— Jak się panu zdaje, wszak wyglądałabym dobrze na Bewerley’u. Idź pan z Józiem do właściciela cyrku — ja tego konia mieć muszę.