Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Była to wymiana usług, Horyłło sprowadzał do sklepów bogatych nabywców, którym szyk nie pozwalał się targować, i którzy częstokroć wykupywali za bajeczne summy, resztki kilkoletnie, bynajmniej nie domyślając się tego; kupcy znów nie mogli mu odmówić kredytu, i nigdy nie upominali się u niego za swoje rachunki. Zapewne więc rachunki te rozkładali na towarzyszących mu właścicieli opalonych twarzy i ładownych kieszeni, co tak chętnie płacili za wyszłe z mody kapelusze, materyały i garnitury.
Z tej umowy nie stwierdzonej żadnym kontraktem wszyscy byli zadowoleni, i co dziwniejsza wiedzeni domyślnością kieszeni, która w wielu indywiduach, przewyższa domyślność serca, dotrzymywali jej święcie, nie porozumiawszy się nawet jednem słówkiem.
Pan Horyłło uśmiechał się więc zarówno na propozycyę żony jak i męża, chociaż ten ostatni uczynił ją tonem różniącym się bardzo od wesołego rozkazu Teodory.
Zapewne domyślał się treści rozmowy z Józiem, bo szedł za nim cierpliwie po korytarzach cyrku aż znaleźli się wreszcie sami w zaciemnionym kącie.