Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tylko od czasu do czasu dochodziły tutaj głośniejsze akordy orkiestry, okrzyk lub oklaski publiczności.
— Leonardzie — szepnął gorączkowo Józef Sumski — pieniędzy.... pieniędzy....
Horyłło nie zastanowił się wcale nad naiwnością tego wykrzyknika, on znowu uśmiechnął się tajemiczo sam w sobie.
— Pieniądze mieć możesz — odparł powoli.
Czoło Józefa rozjaśniło się.
— Słyszałeś — wyrzekł — widzisz w jakiej jestem potrzebie.
— Rozumiem.... rozumiem....
— Ale kiedy? — pytał dalej niecierpliwie mąż z Teodory.
— Kiedy? niedługo, tylko pamiętasz com ci mówił, — warunek niezbędny.
I szepnął mu coś tak cicho, jak gdyby sam nie chciał słyszeć wymówionego słowa, ale Józef rzucił się i wzdrygnął, a pomimo ciemności można było dojrzeć że twarz jego pobladła.
— To niepodobna! — zawołał zaciskając ręce tak gwałtownie, że aż pękły mu rękawiczki.
— Tak albo nie — odparł zimno niewzruszony Horyłło.