Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 192.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem czy to dobrze — wyrzekła zwolna — te lekcye przynosiły mi sześćdziesiąt złotych na miesiąc.
— Daruj pani — pochwycił adwokat — powinienem był pomyśleć o tem, zamiast czuć to jedno, że możesz ze mną pozostać, byłem egoistą jak zwykle.
— A więc — odparła z łagodnym uśmiechem — pozwól mi pan pójść za twoim przykładem, ja także cieszyć się mogę, iż o tej niezwykłej porze przyszedłeś mnie odwiedzić.
— I ja także odpowiem z kolei, niema z czego, straciłem zaufanie mojej babki i zarząd jej interesów, a ona była prawie jedyną moją klientką.
— Jesteśmy więc w jednem położeniu — wyrzekła zbliżając się i siadając naprzeciw niego koło okna.
— W jednem — powtórzył zamyślony, z nieokreślonem wzruszeniem w głosie — dla czego pani to mówisz?
Widocznie słowa jego znaczyły co innego niż wyrażały, ściągały się do szeregu myśli i uczuć których nie mógł czy nie chciał wypowiedzieć.
Przecież ona go zrozumiała bo przez chwilę pozostała milcząca.