Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 225.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To samo co i tutaj.
Rzeczywiście Hortensya mogła wszędzie jednako zapełniać długie godziny dnia i śledzić tak samo z okna ruch domowy lub uliczny w Warszawie i na prowincyi.
Ostatnie słowa Horyłły wywołały głuche milczenie, które trwało czas jakiś. Widząc to opiekun uznał, iż należało do dobrej polityki pokazać się obrażonym złem przyjęciem swojej rady, może też rzeczywiście rozdrażnił go niemy opór matki i córki, bo wyrzekł z widoczną niechęcią:
— Jak widzę, nie podoba się wam mój projekt?
Mówiąc to prostował się i zupełnie usuwał z twarzy grzeczno-słodki wyraz przybrany według okoliczności.
— Mój Boże — zawołała przestraszona wdowa — pamiętaj kuzynie iż tutaj straciłam męża.
Horyłło nie uwzględnił wcale tej sentymentalnej przeszkody, tem bardziej że wspomnienie zmarłego nie było mu przyjemnem.
— I cóż ztąd — wyrzekł — on sam gdyby żył i widział wasze położenie, podzieliłby moje zdanie, bo w końcu szczupły zapas jaki posiadacie wyczerpie się, a wówczas cóż uczynicie?