Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 230.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja umrę, ja oszaleję — szeptała niewyraźnie — ja tego życia dłużej znieść nie mogę, na świecie są ludzie co uczą się, co pracują, co myślą, wiem o tem, dla czego ja jedna mam pozostać bezużyteczną, ciemną, nieświadomą i nieszczęśliwą?
Na to pytanie nikt nie odpowiedział, ono nie zwracało się do otaczających; dziewczyna rzucała je z głębi spragnionego ducha, ludziom i światu który jej nie słyszał.
Horyłło wyszedł z mieszkania wdowy zupełnie uspokojony, ta kobieta nie była w stanie stanąć mu na drodze lub rozwikłać sama nić oplątującej ją intrygi; nie przypuszczał zaś by znalazł się człowiek któryby wziął do serca jej sprawę i zadał sobie pracę dochodzić prawdy jej skarg.
Nie zatrzymywał więc na niej myśli, ale szybko przeszedł do przyjemniejszych zajęć i wprost pojechał do Angielskiego hotelu, gdzie nieszczęśliwy mąż Teodory oczekiwał go w gorączkowym niepokoju.
— Wychodziłem dziś rano — mówił Józef — szukałem cię wszędzie gdzie mogłem mieć nadzieję spotkać i z rozpaczy powróciłem do domu.