Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 237.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Horyłły, który siedział w wytwornym restauracyjnym salonie nie myśląc wcale o tych biednych istotach i nędzy jaką znosiły.
W kilka dni później gmach sądu apelacyjnego przedstawiał zwykły widok, a Horyłło zmiarkowawszy iż pożyczka Walnerowej dojrzeć musiała, zaczepił Strzygalskiego który kręcił się tutaj jak zawsze.
— No cóż tam słychać panie Strzygalski?
W miarę dobrych interesów jakie mu się zewsząd udawały, Horyłło przybierał względem współ kolegów coraz bardziej protekcyjną minę, ale zapytany zmierzył go z pod oka szyderczym, sobie właściwym wzrokiem, urągając wyraźnie elegancyi jego powierzchowności, cynizmem swojej osoby.
— Ot co tu długo gadać — odparł tonem świadczącym iż te wszystkie piękne pozory nie imponowały mu wcale, o czem się pan chcesz dowiedzieć, mów od razu.
W świecie, podobnie nieceremonialna odpowiedź wywołałaby może groźne następstwa, i pan Horyłło zapewne czułby się w obowiązku okazać się obrażonym, tu jednak wiedział dobrze