Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 293.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzenie to było zapytaniem, które nie śmiało sformułować się słowem, zapytaniem pełnem ukrytej trwogi, i ono powiedziało Konradowi więcej nierównie, niżeli długie wyrazy.
— Byłeś u mego ojca — wyrzekł wreszcie — czemu?
Z kolei Konrad milczał, on na to nie mógł odpowiedzieć.
— A do mnie nie przyjdziesz? — szepnął po chwili student uniwersytetu.
— Do ciebie Stasiu! chciałbym widzieć cię, jednak....
— A więc — przerwał gorączkowo Stanisław, który zdawał się pojmować boleśne wahanie przyjaciela — ja przyjdę do ciebie, pragnąłem tego dawno bardzo, nie wiedziałem gdzie cię szukać.
Była głęboka intonacya w jego głosie, świadcząca że to nie były próżne frazesa, że serce rwało mu się do dawnego nauczyciela, co potrafił wzbudzić zaufanie, i nadał może stanowczy kierunek jego życiu.
Musiała to być jednak pozorna przyczyna, bo Warszawa nie jest znów tak wielkiem miastem, by w niem nie odszukać z łatwością kogo się wi-