Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 317.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nieraz dzień wydawał się tak długim, tak nieskończenie długim. Wówczas zapytywałam siebie po co ja żyję?
— A siostra twoja czy tego nie myśli?
— Horcia żałuje tylko że nie może stroić się i bawić, ale co ja to wcale nie byłam szczęśliwsza kiedy byliśmy bogaci.
Była tak wielka prostota i prawda w słowach dziewczyny, iż Kazimiera zamyśliła się nad jej smutną dolą. Rada na to była łatwą i trudną zarazem; nieszczęście Ksawery zależało od innych warstw społecznych, które ją otaczały i odpychały światło systematycznie.
Moje dziecko — wyrzekła — przyszłaś do mnie po światło i naukę, chętnie udzieliłabym ci tego co sama umiem, ale czy matka twoja na to pozwoli.
Trudność ta poraz pierwszy przedstawiła się oczom Ksawery.
— Oh! — zawołała ze łzami w głosie — mama jest dobra, a ja ją tak prosić będę.... tak bardzo prosić.
— Wówczas — mówiła Kazimiera — obmyślemy najdogodniejsze godziny i będziem pracować wspólnie.