Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 324.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem po prostu szczęśliwą Konradzie.
Tem słowem próbowała zamknąć mu usta. Była w niem prawda, ale prawda względna. Szczęścia ich nie można było mierzyć zwykłym łokciem, ani brać go za normę uczuć i stosunków ludzkich. Szczęście to składało się z chwil anielskich i z chwil piekielnych, wznosiło się na gruzach wszystkich codziennych warunków bytu na zgliszczach żądz i pragnień powszednich, niby wcielony ideał wysokich marzeń. Czasami zdolni byli oboje dostroić się do tego kamertonu ducha, i wówczas z wyżyn na jakie wstąpili, mogli spoglądać z litośną pogardą, na to czego im brakło. Częściej jednak zwyciężały ich co chwila kolce obranego życia, a wtedy czuli oboje iż życie jedynie z chwil zachwytu składać się nie może, i pojmowali że bez tego codziennego żywiołu, który konieczność zmusiła ich odrzucić, dola ich była niekompletna i szczęście zmieszane z bólem.
Kazimiera więcej zamknięta w domowych ścianach, prędzej utrzymać mogła wewnętrzną harmonię, ale Konrad wmieszany czynnie w walkę życia, ocierając się co chwila o obce żywioły, cierpiał stokroć więcej, gdyż cierpiał za nią. Ona mogła lekceważyć świat co ją potępiał, on nie