Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 331.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrodusznej uczciwości, tak starannie wkładaną zawsze, iż stała się niejako właściwą fizyognomią jego. Zmiana ta była tak gwałtowną, iż uderzyła nawet oczy Anny.
— Czyś nie chory mężu? — zapytała powróciwszy z kościoła, kiedy obiadowa pora zgromadziła rodzinę u jednego stołu.
Myśl jej nie sięgała dalej, nie przypuszczała innego powodu cierpienia w tym człowieku, z którym nie zespoliła się duchem i sercem.
Herkner podniósł wzrok na żonę; w oczach jego malowało się przykre zdziwienie, nie miał bowiem pojęcia zmiany, jaką te kilka godzin w nim zrządziło.
— Zkąd ci podobne myśli? — odparł sucho.
— Takim jak dzisiaj nie widziałam cię nigdy.
Mąż próbował się roześmiać, ale śmiech zmienił mu się na ustach w jakiś przykry grymas, próbował jeść, ale żaden kęs nie chciał przejść mu przez gardło; nerwowe drżenie wstrząsało jego dłonią, wzrok błądził od żony do syna, lub zatrzymywał się szklanny, nieruchomie utkwiony jeden przedmiot, którego przecież nie zdawał się spostrzegać.