Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 333.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój mężu — mówiła wciąż kobieta, niezdolna pojąć tych wszystkich odcieni — masz zmartwienie jakieś, widzę to dobrze, chodź ze mną do kościoła, ofiaruj go Bogu, a zobaczysz, że odzyskasz spokojność.
Źrenice Herknera zamigotały gniewem. I znowu moralna nicość tej kobiety uderzyła go w oczy gwałtownie.
— Anno — odparł drżącym głosem — nie przeszkadzam ci czynić co ci się podoba, wzajem proszę cię daj mi pokój, jeśli mam rzeczywiście zmartwienie, jak się wyrażasz, nie jest ono tego rodzaju, by go uspokoiła modlitwa.
— Bóg jest miłosierny, a modlitwa jest lekarstwem na wszystko.
— Zapewne — wybuchnął mąż z nieskrywaną pogardą — lekarstwem na wasze kobiece fantazyjne cierpienia, lekarstwem na urojone smutki jakie sobie tworzycie, a szczególniej na zabicie czasu, wiem to oddawna.
Pierwszy raz wydał się przed żoną z lekceważeniem pokrywanem formą poszanowania, jakie miał dla jej wiary. Dotąd przez cały ciąg pożycia, nie dał jej powodu domyślać się tego wcale. Ta chwila była moralną męką, co zmuszała go