Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 336.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Herkner miał kapelusz i laskę i w ręku. Po rozwadze zrozumiał że węzeł położenia musiał być w ręku Horyłły, i szedł go szukać we wszystkich miejscach gdzie o tej porze można było zastać, zacnego dziekana hulaszczej młodzieży.
Na widok syna kapitalista zmarszczył brwi; każde spojrzenie ludzkie, było mu teraz nieznośne, a więcej niż każde inne głębokie i czyste spójrzenie Stanisława, ale chłopiec nie zważał na to.
— Mój ojcze — zawołał drżącym od wzruszenia głosem, chwytając rękę jego i cisnąc ją do ust.
Nie powiedział nic więcej, słowa zamierały mu na ustach, chciał pytać i nie śmiał, chciał wyciągnąć dłonie do ojca, opasać go miłośnie, i zachować na zawsze takim jakim był dawniej w jego oczach ukochanym i bez skazy.
Ten gorący objaw synowskiego uczucia, był razem balsamem i męką dla Herknera.
— Stasiu — odparł przygarniając głowę jego do piersi — Stasiu, dziecko moje drogie!
— Ojcze — szepnął syn — ty cierpisz, widzę to, powiedz czy nie mogę ci być na co przydatnym?
— Nie, nie! — zawołał gwałtownie odtrącając go od siebie, jak gdyby ta myśl sama była mu