Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 346.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czliwego szyderstwa — a potem czy sądzisz że ja milczeć będę, że fakta nie przemówią wyraźnie, że sędziowie nie zrozumieją, iż nie mogłem nic uczynić bez twego współdziałania. Jeśli ta nieszczęsna sprawa się wytoczy — zginę wiem o tem, ale ty zginiesz także.
Herkner mówił to z ponurą energią, jak człowiek zdecydowany na wszystko.
— To być nie może — zawołał Horyłło — by oni mieli ten testament w ręku, chyba sam djabeł się w to wmieszał.
— Albo to w jedną sprawę djabeł się miesza — odparł z wściekłością kapitalista.
— Testament leżał u mnie, zamknięty, nikt o nim nie wiedział — powtarzał opiekun.
— Musiano go wykraść?
Horyłło wzruszył ramionami, nie miał ochoty tłumaczyć swoich domowych stosunków, ale wiedział dobrze, iż wykraść go było niepodobna.
— W tem jest coś niezrozumiałego — szeptał — ja muszę się przekonać.... jadę do siebie.
I tym razem zapomniawszy zupełnie o wesołem gronie czekającem na niego przy obiedzie, skinął na przejeżdżającą dorożkę, i pojechał co koń wyskoczy.