Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 364.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Konradzie — zawołał znowu Stanisław, który nie słyszał może tej odpowiedzi, porwany wirem własnych myśli — ty będziesz szczerym ze mną, nieprawdaż?
Adwokat zrozumiał zapewne znaczenie tego pytania, bo spojrzał poważnie w twarz dawnego ucznia.
— Jestem szczerym zawsze — wyrzekł z prostotą — świadczącą że te wyrazy nie były czczym frazesem.
Stanisław załamał ręce.
— Ty wiesz z czem ja przychodzę — szepnął.
— Być może iż się domyślam — odparł zwolna prawnik, kładąc miękko rękę na ramieniu jego.
— Ty zaniosłeś skargę na mego ojca — mówił dalej Stanisław, zaledwie słyszalnym głoszm.
— Ja.
Chłopiec zachwiał się i jęknął głucho, pod ciosem tej odpowiedzi, której się przecież spodziewał — i była pomiędzy niemi chwila milczenia; żaden z nich przerywać jej nie śmiał.
— Oh! — szepnął wreszcie Stanisław — najgorsze obawy moje spełniły się.
— Stasiu! — zawołał Konrad — ja musiałem tak postąpić, wierz mi.... wierz!