Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 379.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna powstała zmieszana; żądza wiedzy walczyła w niej z nieśmiałością, rumieniec wystąpił na jej ciemne puszyste lice, wielkie czarne oczy zwróciły się pytające, ciekawe i wdzięczne na Stanisława.
— Oh! — szepnęła — czemże ja zasłużyłam.... Państwo wszyscy jesteście tak dobrzy.
Wodziła wzrokiem po obecnych, a łzy wdzięczności drgały na jej długich rzęsach.
— Panno Ksawero — zawołał Stanisław, porwany nie wytłómaczonem uczuciem — to pani uczynisz mi łaskę, pozwalając mi być swoim nauczycielem.
— Żartujesz pan — wyrzekła — ja nikomu łaski żadnej wyświadczyć nie mogę, jestem uboga i nieświadoma, nie umiem nic, nic zgoła — dodała smutnie — nie prawdaż pani?
Kazimiera uśmiechnęła się z jej zafrasowanego wyrazu.
— Nie troszcz się o to moje dziecie — odparła — masz to, czego żadna nauka dać nie może, wolę i chęć do pracy.
— Oh! pani to nie zastąpi nigdy tego czego mi braknie, ja nigdy nie powetuję straconego czasu, ja nigdy dość wiedzieć nie będę.