Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 412.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czemuż nie uczyniłaś tego babciu?... byłaby się może prędzej i po cichu rzecz cała wyjaśniła.
Stara kobieta wyciągnęła do niego rękę.
— Bo widzisz Koradzie, postąpiłam źle względem ciebie, czułam to dobrze, i dopiero teraz w tej ostateczności zapomniałam o wszystkiem innem.
Mówiła to z rodzajem skruchy.
— Nie troszcz się zbytnio moja babciu.
— Ha — odparła — troska byłaby daremną, jeśli summę tę przyjdzie mi stracić, pomyślę że to słuszna kara, bo ja powinnam ci była wierzyć Konradzie.
— Prawda — wyrzekł z prostotą — ale nie mówmy o tem co było, wracaj spokojnie do siebie babciu, a ja pójdę zająć się twoim interesem.
— I przyjdziesz powiedzieć mi co się stało — nalegała Walnerowa, którą widocznie frasowała długa nieobecność u niej stryjecznego wnuka.
— Przyjdę.
— No niech że cię Bóg błogosławi.
Walnerowa widocznie nie należała do zbyt czułych, przecież postępowanie Konrada budziło w niej jakieś struny dawno zamarłe.