Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 416.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ten człowiek, co wszczyna przy niej podobne przedmioty.
— Ah! — wyrzekła tłumiąc umyślne ziewanie — te rzeczy do mnie wcale nie należą.
— Mylisz się pani — odparł Konrad — ja sądzę iż to co obchodzi Józefa, to od czego zależy przyszłość jego cała, i panią także obchodzić musi.
— Naturalnie, obchodzić mnie musi, tylko ostrzegam z góry, iż na interesach nie rozumiem się zupełnie.
Słowa jej sprzeczały się z wyrazem twarzy, ze spokojem ruchów i głosu, gdy niosła do ust filiżankę z herbatą, nie patrząc nawet na znękaną postać męża.
— Konradzie — szepnął Józef — pomówimy potem.
— Dobrze, ale czy wiesz że ojciec twój przyjechał, czy się z nim widziałeś?
Te proste wyrazy wywarły wpływ niespodziany na Józefa, nogi pod nim zadrżały, zachwiał się i padł na krzesło, podnosząc rękę do czoła, jak gdyby nie wiedział co ma począć, a wzrok jego pełen przerażenia, przechodził od żony do prawnika.