Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 430.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oh! — szepnął przyciskając rozpacznie dłonie do czoła — gdybym ja mógł umrzeć w tej chwili, zasnąć patrząc na nią i nie obudzić się więcej nigdy, nigdy!
Jako żywy kontrast z tym beznadziejnym wykrzyknikiem, rozchyliła się portyera i przez nią wsunęła się na kształt złocistego promienia słońca głowa Teodory.
— Panowie jeszcze rozmawiają o nudnych rzeczach jak widzę — wyrzekła wesoło, cofając się przezornie — a więc do widzenia Józiu, jadę na spacer.
I już, już zniknąć miała za draperyą portyery, ale mąż pochwycił ją i zatrzymał prawie gwałtem.
— Zostań Teodoro! — zawołał — zostań, ty musisz wysłuchać!
Wysunęła mu się z rąk poprawiając misterny układ fałdów, nadwerężony jego uściskiem.
— Więc to się nigdy nie skończy ta wasza konferencya — mówiła probując wywołać uśmiech na zmienioną twarz Józefa. Ale przeciw zwyczajowi to nie udało jej się wcale.
— Ależ to nieznośne — zawołała, tupnąwszy drobną nóżką ubrojoną złocistym obcasem — ko-