Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 445.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To być nie może! — krzyknął zaciskając zęby, nie chcę twojej przyjaźni, ja cię kocham.
— Józefie!
Probowała opanować go siłą wzroku, uśmiechu, dotknięciem białych dłoni, ale on rzucił się gwałtownie, oczy jego krwią nabiegły. Wyciągnął ręce i chciał ją pochwycić w ramiona, jak gdyby mógł w ten sposób na wieki przykuć ją do siebie. Było coś nieprzytomnego w jego ruchach i słowach.
Wówczas spostrzegła z przerażeniem, iż w tak mądrze obmyślanym planie życia, pominęła niektóre czynniki, które odzyskiwały swoje prawa, i utrudniały spełnienie obrachowań. Spotykała się z miłością, w którą nie wierzyła, którą z góry odsunęła z życia; w prawdzie miłość ta objawiała się w najbrutalniejszej w pół zwierzęcej formie, jednak z tą potęgą walczyła próżną bronią rozumowania i perswazyi.
Wprawdzie obecna walka była dziecinną, on nie mógł gwałtem zatrzymać ją przy sobie, zrozumiała to wkrótce, i postanowiła czekać sposobniejszej pory do uskutecznienia zamiarów.
Ale Józef nie mógł się uspokoić; dzień ten przyniósł mu za wiele strasznych wstrząśnień;