Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 472.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czerpała się tem wysileniem — ty oddasz.... powrócisz.... nagrodzisz.... oh!...
Słowa podobne do jęków wychodziły z ust jego pod naciskiem mącących się myśli, szeptał coś jeszcze o Skalskim, o Konradzie, wspominał żonę, ale te bezładne, urywane wyrazy, nie składały żadnej całości.
Stanisław padł na kolana i w gwałtownym żalu przyciskał usta do kostniejących rąk Herknera. W obec tej strasznej sprawiedliwości, jaką on wymierzył sam sobie, czuł budzące się w piersi wyrzuty sumienia. Czemu nie miał odwagi przemówić do niego kiedy był czas jeszcze, dźwignąć choćby połowę tej hańby co go przygniatała, i zamiast jałowego cierpienia, które zamykał sam w sobie, zamiast sądu i wyroku wydanego w głębi własnej piersi, wymódz na nim zadość uczynienie.
— Ojcze — szeptał wśród łkania — tyś był zawsze dla mnie tak dobry, a ja.... ja...
Czuł że sam potrzebował przebaczenia, pragnął go z całą namiętnością uczucia swego, ale Herkner nie dawał znaku życia, wargi jego nie poruszały się więcej, tylko oczy wlepione były w syna. Czy on mógł jeszcze słyszeć go i rozumieć?