Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 477.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przejmował ją dreszcz zgrozy, wszak była to zbrodnia ściągająca wieczne potępienie, a ona nie umiała przerwać jej ani odwrócić.
Teraz łamała ręce w bezsilnej rozpaczy, daremnie modliła się za niego, niebo nie wysłuchało jej modłów, a przecież prośby jej były gorące, płynęły z wezbranego serca z wiarą i ufnością. Dla czegóż Bóg odwrócił od nich oblicze, nie przemienił złego co nad nią wisiało i pozwolił by mąż jej popełnił grzech nie darowany.
To budziło w niej buntownicze myśli; wszak prośby które zanosiła powinny były znaleść łaskę, wszak ona zrzekała się z pokorą ziemskiego szczęścia, a pragnęła tylko by ukochani jej szli drogą zbawienia, by odnalazła ich kiedyś na lepszym świecie, a grzech ni zbrodnia żadna nie odłączała od niej na wieki.
Długi czas klęczała pochylona nad zwłokami męża, pogrążona w ponurym żalu, a żalu tego nic złagodzić nie mogło, bo ona nie tylko płakała umarłego, ale zagłębiała wzrok w pierś własną, i znajdowała tam próżnię zwątpienia, niewiarę w siebie, i to wszystko czem żyła dotąd.
Matka i syn w tym żałobnym pokoju zapominali o reszcie świata, gdy nagle głosy jakieś