Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 041.jpeg

Ta strona została skorygowana.

się więc do pracy z podwójną energią, chcąc właśnie zdobyć to czego mi brakło i wykraść naturze jéj tajemnice.
Nieszczęściem model popiersia jaki ulepić miałem nie przedstawiał mi w tym względzie właściwego pola. Portret stojący przedemną, był to jeden z tych powszednich, najpowszedniejszych typów, mogących miéć wartość jedynie w kole rodzinném. Była to zapewne arcyszanowna osoba; jéj poczciwe, przyćmione oczy świadczyły, że nigdy nie przeszła przez nie myśl żywsza, a grube rysy, które mogły z korzyścią zastąpić na kominku magota, zapewne nigdy na pokuszenie wystawione nie były. Pomimo to, a raczéj dlatego właśnie, dla rzeźbiarza był to bardzo niewdzięczny temat. Może genialny artysta potrafiłby przetworzyć w pewien ideał te pulchne policzki, ten nos bez wyraźnych konturów, to niepewne spojrzenie, jak Rafael zrobił arcydzieło z pospolitéj twarzy Leona Xgo. Lecz ja Rafaelem nie byłem i z pewną niecierpliwością zacząłem modelować przygotowaną już glinę na głowę.
Pracowałem zawzięcie, godziny upływały niepostrzeżone. Coraz mniéj spoglądałem na portret stojący na staludze naprzeciwko mnie, a coraz więcéj w głąb własnéj myśli. Pomimo to popiersie wynurzało się z gliny, coraz wyraźniéj występowała głowa obwieszona warkoczami, czoło i oczy wielkie,