Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 052.jpeg

Ta strona została skorygowana.

ręczyć. Odczułem tylko wrażenie dziwne i sama obecność téj kobiéty, jedno spojrzenie na nią wystarczyło, bym zapomniał o samym sobie i stał się jéj echem, jéj odbiciem.
Słuchałem daléj, wstrzymując oddech; ale ona milczała, obrywając bezmyślnie kwiat trzymany w ręku.
— Mamo, powtórzył syn, nie odebrawszy odpowiedzi, powtarzając uparcie pytanie swoje — mamo, ty nigdy nie pracowałaś dla chleba.
— To prawda, odparła stłumionym głosem.
I zdawało mi się znowu, że usta jéj poruszyły się cichym szeptem i że szept ten musiał zawiérać słowo żalu, iż kiedyś, dawno, ulękła się twardéj doli; ale jam tego słyszéć nie mógł. Wpatrując się w twarz młodéj kobiéty, stawałem się jakby jasnowidzącym, ale czym wyczytał to w jéj myśli, czy téż w swojéj własnéj, rozeznać nie umiałem. W każdym razie jeżeli zaszła zmiana jaka w jéj duchu, trwała ona krótko. Podniosła głowę i rzekła, patrząc na syna:
— Dawniéj byliśmy bogaci, Władziu, dzisiaj straciliśmy prawie wszystko i na siebie samych tylko liczyć możemy.
— Mamo, odrzekł chłopczyk, wszak każdy człowiek tak czynić powinien.
I mówiąc to, on także podniósł głowę, a spojrze-