Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 077.jpeg

Ta strona została skorygowana.

mane słowo. Takich ludzi nienawidziéć nie sposób, można tylko litować się nad nimi: bo tutaj, jak zawsze, Nemezys jest nieubłaganą. Fatum, to logiczne następstwo czynów naszych.
Nemezys, fatum, te mity starożytnych, zdawały się naturalnemi w jéj ustach; posługiwała się niemi, by dobitniéj wyrazić myśl swoję, nie pytając, nie dbając może, czy przez wszystkich zrozumianą będzie. Mówiła z zapałem, i głos jéj, zwykle stłumiony, teraz stawał się metalicznym, miał słodycz, miękkość i cichą doniosłość srébra uderzającego o kryształ. Wysokość tonu czyniła go wyraźnym, odznaczał się wśród innych brzmień, jak światło rzucone na tle cieniów. Było to jedno więcéj bogactwo, ukryte przed okiem obojętnych. Ten głos harmonizował ze spojrzeniem: jedno i drugie było odbłyskiem hardego i jasnego ducha, jedno i drugie istniało tylko w pewnych chwilach, dla pewnych indywiduów. Ludzie mogli ją znać długo, a nie zauważyć tego nigdy.
Umilkła, a jam jeszcze słuchał dźwięków i myśli dla mnie nowych.
— Pani, wyrzekłem w końcu, tego co mi mówisz jam nie słyszał dotąd nigdy.
Na twarzy jéj zarysowało się przykre zdziwienie, jak gdyby żal jéj było, że mówiła do człowieka co tak mało mógł ją rozumiéć.