Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 098.jpeg

Ta strona została skorygowana.

Jam się odrodził od chwili, gdym ją zobaczył raz piérwszy: to tylko chciałem i mogłem pamiętać. Czułem instynktownie, że ranę przez nią zadaną, ona jedna tylko uleczyć mogła, a zresztą nie wyczerpałem jeszcze mąk i słodyczy téj miłości; bo jak miłość każda, i ta miała słodycze swoje. Horyzont mój moralny rozjaśnił się nagle, pierś podniosła się szerzéj, a oko zaczęło upatrywać piękność i harmonią w naturze i ludziach, niedostrzeżone, czy niezrozumiane dawniéj. Tęsknota, marzenie i cierpienia moje miały teraz cel wytknięty; wiedziałem czego mi brakło, a chociaż cel ten był niedościgły, jak gwiazda na niebie, stało się to dla mnie ulgą jeszcze.
Więc jakkolwiek ciężkim był los beznadziejnéj miłości, postanowiłem przyjąć go mężnie, i jak każde postanowienie, dało mi to względny spokój.
Dzień ten przeżyłem, jak tyle dni innych, a wieczorem wcześniéj niż wczoraj udałem się na Kruczą ulicę. Chciałem zobaczyć tego pana Gustawa, chciałem dojrzéć ile było prawdy w téj nowéj plotce świata.
Pani Nasielska, tak samo jak wczoraj, przyjęła mnie natychmiast, ale dnia tego nie była samą w salonie; ona, dzieci i młody nauczyciel siedzieli około okrągłego stołu, pod światłem niebieskiéj lampy. On czytał głośno jakąś książkę, zastosowaną znać