Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 107.jpeg

Ta strona została skorygowana.

Gdym stanął przed nią, drgnęła lekko, wyraz zachwytu zniknął z jéj twarzy; spojrzała na mnie jak wprzódy.
— Co pani grałaś? spytałem.
— Nie pamiętam, odparła, powstając. Mam jakąś kapryśną naturę; nigdy nic porządnie zagrać nie mogę, bo tłoczy mi się do pamięci to wszystko, co słyszałam kiedykolwiek.
— Tego coś pani grała ja nie słyszałem nigdy.
— Być może, wyrzekła z uśmiéchem, ale ja panu żadnego objaśnienia dać nie potrafię.
— Grałaś pani to coś czuła.
— To prawda, odpowiedziała z dziwną prostotą; nie pytaj mnie pan o więcéj.
Po chwili jednak dodała:
— Powinnabym przecie ująć fantazyą swoję w jakieś kluby, i staram się o to.
— Dlaczegóż, zawołałem z przerażeniem prawie, pani grasz inaczéj wprawdzie, ale piękniéj niż wszyscy?
— Bo chciałabym dawać lekcye muzyki; to jedyna rzecz którą umiem dość dobrze, by ją wykładać.
Stanąłem oniemiały. Nie mogłem uwierzyć, by drobne te ręce skazane były na tak niewdzięczne zajęcie.
— Więc aż do tego przyszło? zawołałem w końcu.