Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 109.jpeg

Ta strona została skorygowana.

Powinienem był spodziéwać się tych hardych wyrazów, a jednak przywyknąć do nich nie mogłem; burzyły one zbyt gwałtownie wszystkie utarte, ogólnie przyjęte pojęcia.
— Przecież, wyrzekłem, próbując bronić tych czczych formułek, które szanowałem przez życie całe, gdybyś pani miała kogóś obchodzącego cię bardzo...
— Ależ ja mam takich, przerwała mi, nie rozumiejąc widocznie do czego zmierzam.
— To nie chciałabyś pani, kończyłem niezrażony, utracić szacunku i przyjaźni tych których kochasz.
Kobiéta roześmiała się tylko, jak gdybym wypowiedział cóś bardzo komicznego.
— Ależ, wyrzekła po chwili, ja dbam tylko o takich, których szacunek i przyjaźń mogłabym utracić przez istotną winę. Nie mogłabym nawet żałować tych, coby odsunęli się odemnie bez przyczyny i przeciwnie, dziękowałabym wypadkom, któreby odkrywając mi ich rzeczywistą wartość, uchroniły mię od marnowania serca i czasu dla ludzi nie zasługujących na to.
Miała słuszność: w każdém jéj słowie była logika, przy któréj wszystkie oklepanki kursujące swobodnie śród świata, pod osłoną ludzkiego głupstwa, traciły odrazu swą wartość fałszywą. Czułem że