Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 114.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— Mamo, ja wiem że cierpisz, wyrzekł stłumionym głosem. Może kto inny na mojém miejscu potrafiłby lepiéj radzić sobie na świecie. Przebacz mi; choć chciałbym, nie potrafię być innym. Człowiek może być pożytecznym tylko w swoim zakresie. Przecież i ja skończę uniwersytet. Bądź cierpliwą, matko.
Te wyrazy wymówił z prostotą i smutkiem; ale widać stara kobiéta zatopioną była zbyt wyłącznie w swoich myślach, by na to zwrócić uwagę. Przywykła znać wyzyskiwać czas, pracę i przyszłość syna na swój własny użytek; nie rozumiała wcale, że zbyteczném było przypominać mu to co znosić musiała. On i tak widocznie odmawiał sobie wszystkiego, wyrzucając sobie może w duchu, że tak mało uczynić jest w stanie.
Pomiędzy temi dwiema istotami, które powinny były być sobie światem, istniał ten zbyt częsty a zbyt mało pojmowany stosunek, jaki napotkać tylko można między ludźmi różnéj miary duchowéj. Matka codzień męczyła syna, wymawiając mu że jest ofiarą nieudolności jego, bo, jak zwykle istoty nizkiéj moralnéj wartości, wierzyła tylko w powodzenie, a znosząc zły los niecierpliwie i bez godności, podwajała narzekania, ile razy chciała cóś wymódz na jego skolataném sercu.
Znałem zbyt dobrze świat i rozmaite stosunki