Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 129.jpeg

Ta strona została skorygowana.

Mimowolnie oczy moje przeniosły się z ćwiartki papiéru na twarz młodego człowieka, jak gdybym pytał, czy mnie jednego spotkał zaszczyt wejrzenia w jéj korespondencyą.
— Mój Boże, wyrzekła kobiéta, jakby odpowiadając na spojrzenie moje, niéma tu żadnéj tajemnicy.
Mówiła głośno, jakby umyślnie by Gustaw ją usłyszał, i przeszła lekko, swobodnie, musnąwszy go na wązkiéj ścieżce fałdami sukni.
Ja tymczasem rozwinąłem list i czytałem.
„Pani! pisał hrabia Gaston, byłem u ciebie o różnych godzinach i zastałem zawsze drzwi twoje zamknięte. Nie śmiem uskarżać się na to, gdyż wiem że postanowienie to nie tyczy się mnie jednego, że wszyscy znajomi twoi doznali podobnegoż zawodu. Nie wchodzę w przyczyny odosobnienia, chociaż nad niém boleję, bo znając cię, wiem że muszą być ważne i sprawiedliwe; a przecież śmiem żądać, byś uczyniła wyjątek dla mnie. Przed dwoma laty, pani, gdym miał szczęście poznać cię, uczyniłaś na mnie niczém niestarte wrażenie; kochałem cię, chociaż musisz oddać mi sprawiedliwość, że uczucie to ukryte było i milczące. Dzisiaj jesteś pani wolną, wieść niesie że majątkowo zruinowaną. Jeśli to prawda, byłbym najszczęśliwszym z ludzi, gdyż mógłbym tobie, pani, i dzieciom twoim wrócić