Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 131.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— To list od hrabiego Gastona, zawołałem; oświadcza się o rękę pani Nasielskiéj.
Te słowa odbiły się od puklerza jego obojętności. Przyjął je jak gladyator cios śmiertelny, bez zmrużenia powiek, a jednak nie mogłem pozbyć się myśli, że to dla niego był cios śmiertelny.
— Pani Nasielska ma prawo rozporządzać sobą, odparł spokojnie.
— Ale cóż pan sądzisz o tém? zapytałem niecierpliwy, bo paliła mnie chwila każda.
— Ja nic nie sądzę, nie mam prawa sądzić, zawołał z pewną stanowczością, jak gdyby chciał skończyć tę rozmowę.
— Cóż ona odpowié? mówiłem daléj niezrażony.
— Przyjmie go, jeśli wart tego; odrzuci, jeśli niegodzien.
Logika téj odpowiedzi była niezaprzeczoną, co więcéj, można ją było na wszystkie strony zastosować, jak wyrocznię delficką. W téj chwili Gustaw, ze swoim niezachwianym spokojem, zaczął mnie przyprowadzać do rozpaczy i zapytywałem samego siebie, czy nie traciłem daremnie czasu, wyszukując skrytych myśli tego człowieka zimnego jak wyrachowanie matematyki, który, pod względem uczuć, rozumiał tylko powinowactwa chemiczne, a miłość znał zaledwie z nazwiska. Staliśmy w milczeniu naprzeciw siebie; serce moje biło gwałto-