Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 147.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie tych zasad, które tak niedawno sam wyznawałem jawnie.
Teodor patrzył na mnie ze wzrastającém zdziwieniem.
— I dlaczegóżbym go znaléźć nie miał? powiedział tylko.
— Dlatego, odparłem, że człowiek potrzebuje czegóś więcéj niż pokarmu i napoju, niż majątku i stanowiska; dlatego, że jakkolwiek chcesz je zagłuszyć, potrzeby duchowe odezwą się w tobie i z mniemanego szczęścia utworzą ci piekło.
Teodor był w gruncie poczciwym chłopcem; uwagi moje, jakkolwiek dla niego nowe, zrobiły na nim wrażenie.
— Pozwól mi powiedziéć, ojcze, wyrzekł po chwili namysłu, że piérwszy raz słyszę od ciebie słowa podobne. Zasady według których myślę postąpić, są ogólnie przyjęte, a wszakże ty sam przed kilku dniami skarciłeś romansowe zamiary Zosi.
Syn mój miał słuszność, przedstawiając mi z uszanowaniem sprzeczność zdań moich; uczułem że należało mi mówić wyraźniéj, a nawet w części oskarżyć się przed nim, by nadać pewną wagę mowie swojéj.
— Czy pewny jesteś, Teodorze, że świat wypo-