Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 164.jpeg

Ta strona została skorygowana.

się jéj godnym, bo ona jest słodyczą, światłem i prawda samą.
„Byłem kiedyś tak dumnym, żem ją nazywał córką mego ducha; ale gdym rozważniéj spojrzał w siebie i w nią, dostrzegłem żem nauczył się od niéj o wiele więcéj, niż ona odemnie. Jam dał jéj suche fakta i formuły nauki, a ona rozjaśniła mi ich syntezę i lotną myślą swoją pchnęła mnie naprzód; więc kocham ją jak córkę, ale czczę jak mistrza.“
Oto list Stanisława. Po przeczytaniu go nie wiedziałem więcéj niż wprzódy; on widać nie mógł czy nie chciał mi powiedziéć nic więcéj; dla jego filozoficznéj, abstrakcyjnéj przyjaźni wystarczało to zupełnie. Inaczéj działo się ze mną; alem w końcu zrozumiéć musiał, że historyą jéj ducha ona jedna tylko objaśnić mi była w stanie. Stanisław miał słuszność: ta kobiéta nie mogła miéć tajemnicy, mówiły to wyraźnie jéj oczy, jéj czoło.
W liście jego uderzył mnie jeszcze fakt drugi: dlaczego ten człowiek był tak spokojnym w obec niéj? dlaczego mówił o jéj szczęściu bez wahania, bez zazdrości, bez goryczy żadnéj? A przecież on znał ją lepiéj niż ja, co do wieku zaś młodszym był odemnie. Czyż namiętność, co tak strasznie opanowała pierś móję, była naprawdę potwornością moralną? Czemuż ta kobiéta nie wzbudzała jéj w ka-