Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 172.jpeg

Ta strona została skorygowana.

nią, że hrabia Gaston był u mnie na wsi i że z jego prośbą przybywam.
— Przepraszam, rzekła pani Nasielska, zdaje mi się że tylko synowie moi są pod pańską opieką.
Słowa te wymówione były zwykłym, przyciszonym nawet głosem, a jednak brzmiała w nich duma nieskończona.
Rumieniec wystąpił na twarz szambelana, oczy jego zamigotały, ale szybko zapanował nad sobą, na gniéw swój cukrową rzucając zasłonę.
— Oh pani! moja życzliwość, której uznać nie chcesz, może unosi mnie zbytecznie; ale zechciéj zważyć, że związek ten zapewniłby ci szczęście.
— Gdybym była tego zdania, odparła z lekkim uśmiechem, bez niczyjéj namowy zostałabym żoną hrabiego Gastona.
Szczérość tych słów, w których przebijała ironia, zdziwiła szambelana, bo szczérość nie wchodziła w jego rachunek. Jednak zastosował się do niéj odrazu.
— Masz pani nieoszacowany sposób określania położeń, zawołał, śmiejąc się głośno, niby zachwycony jéj wyznaniem wiary. Szczęście, to prawdziwy cel życia. Otóż ja jestem przekonany, że hrabia Gaston jest w stanie pani je zapewnić.
— Więc chodzi o rzecz małą, o to tylko, by przelać i we mnie to przekonanie.