Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 179.jpeg

Ta strona została skorygowana.

biét nieznajomość prawa, by zachwiać przynajmniej jéj przekonanie. Teraz musiał oddalić się, pobity na wszystkich punktach.
Pożegnanie ich było równie ceremonialne z obydwóch stron; on nawet nie zażądał widziéć dzieci, a pani Nasielska nie przypomniała mu tego.
Wyszedł spiesznie, portyera zasunęła się za nim, a ona pozostała nieruchoma, wiodąc machinalnie za nim oczyma. W téj chwili zdawała się zapominać o świecie całym, zatopiona w przeszłości czy w przyszłości swojéj, a ja gotów byłem uklęknąć przed nią i wypowiedziéć słowa miłości, uwielbienia i te wszystkie uczucia, które wrzały mi w piersi. Czemuż nie miałem prawa strzedz jéj i bronić, odsunąć daleko z jéj drogi wszystko co tylko przykrém jéj być mogło?
Tymczasem ona może nie pamiętała nawet o obecności mojéj. Na tę myśl porwała mnie wściekłość; bo czémże w końcu była ta kobiéta? czemu posiadała władzę wyrywania serca z piersi, nie dbając o to?
Wyszedłem z ukrycia i zbliżyłem się do niéj, miotany gniewem, miłością, szaleństwem; ale jedno spojrzenie na nią rzucone rozproszyło te wszystkie uczucia. Nie była to już ta dumna, marmurowa kobiéta, stawiająca tak harde czoło zawiści ludzkiéj; oczy jéj były głęboko smutne, patrzyły zwilżone i