Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 184.jpeg

Ta strona została skorygowana.

powodzenia oddzielały. Jak zwykle w podobnych okolicznościach, otaczały mnie roje wielbicieli. Pomiędzy nimi, pomimo lat swoich, znajdował się i Nasielski, wielki pan i współrodak, bo matka moja była Polką, więc przyjmowała go chętnie.
— A pani? zapytałem, tknięty nazwiskiem jéj męża.
— Dla mnie, odparła z uśmiechem, on nie istniał wcale; pierś moja biła wtedy jedyną miłością jaką zaznałam.
— Kochałaś pani? zawołałem, ugodzony w samo serce temi słowy, których przecież spodziéwać się mogłem, kochałaś?
Powtarzałem ten wyraz, który rozdziérał mi piersi, bezwiednie prawie, jakby chcąc wyczerpać gorycz jego.
— Tak jest, odparła, i podniosła na mnie zdziwione oczy, widocznie nie pojmując uczynionego wrażenia, kochałam całą siłą serca i ducha, człowieka który pod żadnym względem nie zasługiwał na to. Nie było komu ostrzedz mnie, uchronić od wielkiéj omyłki serca, która tak przeważnie wpłynęła na moje życie.
— I któż to był, któż mógł być tym najszczęśliwszym z ludzi?
Pani Nasielska uśmiéchnęła się lekko z tego uniesienia, którego nie domyślała się wcale powodu.