Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 199.jpeg

Ta strona została skorygowana.

a zresztą, któż mógł odgadnąć co działo się w tym zamkniętym duchu, jakie zarzewie rzuciło na jego serce słowo niebacznie wymówione, jeśli kochał tajemnie i bez nadziei?
— Czy umiész pan strzelać? pytałem znowu.
— Dość, by zabić o pięć kroków człowieka, odparł chłodno.
Chwila wzburzenia minęła. Gustaw stał się znowu, jak dawniéj, spokojnym, poważnym; tylko niezwykła bladość twarzy i pewne drżenie głosu świadczyły o minionéj burzy. Teraz i on także spoglądał rozważniéj na to co spełnić się miało i natura cywilizowanego człowieka oburzyła się może przeciw barbarzyńskiemu zabytkowi średniowiecznej sprawiedliwości, któremu miał powierzyć swoje życie i zemstę.
Patrzyłem na niego z dziwném współczuciem, rozumiejąc tę straszną, nieubłaganą konieczność, każącą mu stawać do walki za usłyszenie lekkomyślnego słowa; nie czułem ku niemu zazdrości ni zawiści żadnéj, chociaż kochaliśmy jednę kobiétę, chociaż on mógł umrzéć dla niéj. Sprawa jego zdawała mi się i mojąprawą, tak jak obraza dotykała mnie i jego w najświętszych tajnikach serca.
— Bądź pan spokojny, wyrzekłem, ściskając rę-