Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 233.jpeg

Ta strona została skorygowana.

wała na moich kolanach, a chciałem przed panią Nasielską zakryć ten smutny obraz. Ona stała nieporuszona, wpatrzona w twarz doktora i w Gustawa, z którego piersi wydobył się tłumiony jęk bólu.
— Panie, on cierpi! zawołała mimowolnie prawie.
Doktór podniósł na nią wzrok zdziwiony. Czy ona nie wiedziała, że każde dotknięcie rany jest bólem?
Zrozumiała to i zamilkła; tylko ręce jéj zacisnęły się konwulsyjnie, bo w miarę jak sonda zapuszczała się w ranę, jęki Gustawa stawały się głośniejsze. Ból wreszcie przywołał go do przytomności, otworzył oczy, potoczył wkoło mętnym wzrokiem i spotkał źrenice pani Nasielskiéj, utkwione w siebie, zwilżone łzami. Wówczas spojrzenie jego rozpogodziło się, zajaśniało słonecznym wyrazem; twarz jego mogła kurczyć się pod wpływem fizycznego bólu, lecz oczy jego zachowały pogodę szczęścia.
Doktór, pochylony nad nim, nie zdawał się zwracać uwagi na to co go otaczało; włosy spadały mu na twarz, kryjąc jéj wyraz, w którym chcieliśmy czytać wyrok życia lub śmierci. To trwało czas pewien, długi jak wieczność. Wreszcie podniósł się, ociérając skrwawione ręce.
— I cóż? spytałem go tak cicho, że odgadł wię-