Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 241.jpeg

Ta strona została skorygowana.

mnie właśnie najsrożéj, a przyjaciele moi podali mu rękę przeciwko mnie?
Gdy to mówiła, oczy jéj pałały, głos nabiérał dźwięku i jasności dziwnéj; kryształowe brzmienie jego przenikało powietrze.
— Jam mogła być przyczyną śmierci jego, wybuchnęła w końcu, a pan byłeś tutaj współwinnym!
— Tak, pani, zawołałem, porwany szalem, byłem współwinnym; bo jakkolwiek słuszność może być po twojéj stronie, ja na miejscu jego uczyniłbym to samo: broniłbym cię, jak on to zrobił, do ostatniéj kropli krwi, i umarłbym za ciebie z rozkoszą.
Te słowa były szalone, wyrwały mi się bezwiednie. Szczęściem ona nie zrozumiała ich znaczenia. Ja nie istniałem dla niéj w téj chwili. Mogłem bezpiecznie uczynić jéj najgorętsze wyznanie, a ona usłyszałaby w niém tylko imię Gustawa. Byłem w jéj oczach gorzéj niż niczém, byłem tylko echem i wieścią o nim, głosem bezosobistym.
— Ja nie chcę słyszéć o śmierci jego, wyrzekła, łamiąc ręce z prawdziwą rozpaczą, ja nie mogę być jéj powodem!
Te ostatnie słowa przyprowadziły mnie do ostateczności. W sercu mojém wrzał ból i dopominał się zemsty. Chciałem oddać jéj męczarnie, które