Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 12.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   8   —

— A co ja pocznę? — dodała dziewczyna, wybuchając łzami.
Wstrząsnął się cały. Chciał być spokojnym, a ona targała go za serce. Przez chwilę widział tylko dwa strumienie łez, płynące z siwych oczu po smagłéj twarzyczce, mokréj od deszczu.
— I cóż ci ze mnie? — szepnął — ni ja swatów do ciebie przysłać mogę, ni popracować na jednym zagonie, ni pośmiać się i potańczyć. W jednéj wsi my, niby krewniacy nawet — a tak rozdzieleni. Nawet, by słówko powiedziéć, kryć się trzeba, jak złodzieje. Lepiéj już, że mnie wezmą, bo i tak przychodzi mi ochota pójść, gdzie mnie oczy poniosą, choćby na kraj świata.
— Jaśku! — zawołała żałośnie.
I jakby siłą zatrzymać go chciała, zarzuciła mu ręce na szyję i łkając, twarz ukryła mu na piersi.
On przycisnął ją do siebie, ale słów pocieszenia nie znajdował: wiedzieli oboje, że tego, co leżało między nimi, nikt usunąć nie mógł.
Myślał może, iż kiedy on będzie daleko, inny parobczak przyszle do niéj swatów, że co z oczów to i z serca.
Tymczasem szarzało coraz więcéj, okienka p o łyskały odblaskiem ognisk a dym z kominów snuł się białymi kłębami ponad wioską. Niebawem dało się słyszéć skrzypienie pługa, ciężki chód wołów i postępującego za nimi rolnika.
— O Jezu! — szepnęła dziewczyna, wyrywając się z objęcia Jaśka.