Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 15.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   11   —

— Abo to prawda! — ofuknęła ją matka. — Czy to jeden Jasiek na świecie? Poczekaj! przed zapustami tylko patrzéć, jak tu Szymek Pazdunów z wódką przyśle.
— Ja nie chcę! — zawołała Małgosia.
W téj chwili drzwi skrzypnęły i wszedł do chaty Sochala. Kobiety umilkły nagle, a gospodyni jęła się krzątać koło innéj wieczerzy, bo wiedziała, że mąż był niecierpliwy okrutnie; zwłaszcza od czasu sprawy z Kozikiem, wszystko go gniewało i nie uspokoił się nawet, choć rolę mu przysądzono. I kto wie, czy ta jego popędliwość nie przyczyniła się więcéj od zabiegów Marcina do zrzucenia go z sołtysostwa.
Był to chłop w średnim wieku, wysoki, kościsty, zdawał się starszym niż był w istocie na spracowanéj twarzy oprócz bruzd zwykłych, jakie wypisuje wiek i trudy, zarysowały się jakieś bruzdy inne, przykre dla oka. Wyglądał jakby się czegoś lękał, czemś niepokoił. I niech Bóg broni, żeby mu się kto sprzeciwił, — wiedziano, iż w gniewie był strasznie zapamiętały: nie dziwota więc, że żona i Małgośka a nawet mała Olka bały go się, jak ognia.
Wszedł do izby ponury jak zwykle, z brwią ściągniętą i spojrzał podejrzliwie po obecnych, a widząc zapłakane oczy córki i zaniepokojoną twarz żony, spytał groźnie:
— A co tam znowu?
Małgośka milczała, stojąc koło komina.
— No! cóż tam? — spytał groźniéj Sochala.
— Ej nic! — odparła szybko żona, dolewając